Ronald Schwartz w swoim „Kole protestu” analizuje, w jaki sposób Tybetańczycy używali religii do wyrażania zamaskowanych treści politycznych. Pisarz chiński Wang Lixiong w swojej książce pt.: „Tybet: Zniszczona prowincja Chińskiej Republiki Ludowej XXI wieku” jest przeciwny niepodległości Tybetu, ale uważa, że Pekin ryzykuje, ponieważ ulega swojej własnej propagandzie. Wang uznaje siłę nacjonalizmu tybetańskiego i rozumie sentymenty pro niepodległościowe. Pisze, że „rola wojska w utrzymaniu suwerenności jest jak sznur – może tylko uwiązać Tybet do Chin, nie utrzyma jednak pokrewieństwa zbyt długo”.
„TYBETAŃCZYCY OBECNIE MAJĄ SIĘ ZNACZNIE LEPIEJ, NIŻ MIAŁO TO MIEJSCE PRZED POKOJOWYM WYZWOLENIEM"
Kwestia ta skupia trzy nieprawdziwe zarzuty:
1. Tybetańczycy nie są zdolni do rozwoju bez interwencji Chin (nowoczesna wersja polityki „jarzma białego człowieka”).
2. Tybetańczycy akceptują priorytety idei rozwojowych Pekinu.
3. Rozwój materialny regionu usprawiedliwia kolonialną okupacją Tybetu.
Przeanalizujmy to po kolei:
Stwierdzenie jakoby Tybetańczycy byli niezdolni do rozwijania swojego państwa, jest co najmniej obraźliwe, protekcjonalne i szowinistyczne. Nie powinno się porównywać jabłek i pomarańczy. Dawny Tybet nie może być porównywany z Tybetem dzisiejszym. Gdyby kraj ten był dziś wolny z pewnością nie pozostawałby w próżni w ciągu tego okresu czasu. Spojrzenie na sukces funkcjonowania społeczeństwa uchodźców tybetańskich daje wystarczające wyobrażenie, jak dobre mogłoby być życie w Tybecie rządzonym przez Tybetańczyków.
Tak, Chiny dokonały rozwoju Tybetu, ale sami Tybetańczycy skupieni głównie w regionach miejskich czerpią z tego marginalne korzyści. Z kolei ludność wiejska prawie w ogóle tych korzyści nie odczuwa. Tybetańczycy bez znajomości języka chińskiego, nie posiadający odpowiednich koneksji, są pozostawieni sobie samym jako obywatele drugiej kategorii swojego własnego kraju. Chińskie statystyki dotyczące Tybetu informują o tym, iż przychód mieszkańca Tybetu jest niższy niż przychody mieszkańców innych prowincji chińskich. Ogromne obszary wiejskie nie posiadają żadnej opieki medycznej ani systemu edukacyjnego. Nadrzędnym priorytetem Pekinu jest wiązanie Tybetu z Chinami poprzez zasiedlanie chińskich kolonistów na obszarach miejskich i tworzenie ekonomii tybetańskiej całkowicie zależnej od eksploatacji zasobów naturalnych i pomocy subsydiów państwowych. Chiny wydają olbrzymie sumy pieniędzy na budowę infrastruktury wzmacniającej ich kontrolę w regionie, takią jak budowa drogi do Lhasy, na którą wydano więcej niż na system opieki zdrowotnej i system edukacyjny w ciągu całych 50 lat okupacji Tybetu. Niektórzy uczeni, na przykład Barry Sautman z Hong Kongu, twierdzą, iż polityka ta de facto niesie pewne korzyści dla Tybetańczyków, gdyż nie jest ona kolonialna – Chiny nie stosują tej strategii demograficznej, co poprzedni kolonizatorzy. Niemniej jednak, dzisiejszy Tybet jest po prostu olbrzymią kolonią nastawioną na wydobywanie bogactw naturalnych regionu, a tereny miejskie zasiedlane są przez chińskich osadników. Według Programu Narodów Zjednoczonych do spraw Rozwoju, przychód PKB na osobę w Tybecie to 169 USD, podczas gdy w całych Chinach to 680 USD, a tylko w Szanghaju 4000 USD. Dane dotyczące umiejętności czytania i pisania wśród dorosłych: Tybet – 38%, Chiny – 81%. Dane dotyczące umieralności przy porodzie: Tybet – 50 na 10,000, Chiny 9 na 10,000. Dane te ukazują, jak zachwalany „rozwój” naszpikowany jest priorytetami politycznymi takimi jak: kontrola bezpieczeństwa, budowa odpowiednich infrastruktur itp. Wszystko to w żaden sposób nie ma związku z jakimikolwiek wymiernymi korzyściami dla Tybetańczyków.
Pekin nigdy nie kwestionuje przypadku Hong Kongu: brytyjski imperializm jest tu usprawiedliwiony, ponieważ pod panowaniem Brytyjczyków Hong Kong urósł do rangi centrum ekonomicznego świata, posiada również najwyższy standard życia na kontynencie azjatyckim. Używanie tego argumentu w stosunku do Tybetu jest kolejną hipokryzją, niezależnie od zasadności tego twierdzenia.
„CHINY PRZYZNAŁY JUŻ TYBETOWI PRAWA AUTONOMII"
Jest to jeden z najnowszych argumentów Pekinu – jego celem jest skuteczne odpieranie umiarkowanych politycznie propozycji Dalajlamy, który stale poszukuje kompromisu z rządem chińskim. Ostatnio przedstawiony w Białym Dokumencie rozdział „Autonomia Etniczna w regionie Tybetu” rząd chiński zakłada, że już przyznały znaczące prawa autonomiczne i „kwestię Tybetu” uznaje się za zakończoną. Rzeczywistość jednak ukazuje, że autonomia ta jest okaleczana nieustannymi ograniczeniami oraz stałą kontrolą sprawowaną przez Pekin.
Autonomia tak zwanego „Tybetańskiego Regionu Autonomicznego” jest skrajnie ograniczana przez koneksje wewnętrzne sterowane przez Pekin, które decydują o przyznaniu bądź nie przyznaniu subwencji danemu regionowi. Nie istnieją tu żadne jasno zdefiniowane prawa. Z punktu widzenia kwestii fundamentalnych: nie można mówić o autonomii, gdy rząd jest sterowany przez niedemokratyczną dyktatorską partię komunistyczną, która zabrania istnienia instytucji, organizacji niezależnych. Miażdżącą ideą Pekinu jest „stabilizacja” Tybetu, która ma na celu zwalczanie ruchów niepodległościowych, a wszystkie pozostałe kwestie są temu podporządkowane. W rezultacie Pekin posiada olbrzymią zarówno formalną, jak i nieformalną zdolność dyktowania rozwiązań w kwestiach najważniejszych, czyli w polityce i w prawie. Istnieje pewna elastyczność w kwestiach mniej istotnych, takich jak kultura czy ekonomia ale tylko do pewnego momentu – ostatecznie zawsze decyduje Pekin, jak, dla przykładu ukazuje sprawa usankcjonowania całkowitej kontroli nad klasztorami czy zachęcanie Chińczyków do osiedlania się w Tybecie.