Brak prawdziwej autonomii najlepiej podkreśla fakt tego, kto aktualnie jest decydentem – funkcję tę zawsze sprawuje Pekin. Wprawdzie Tybetańczycy sprawują stosunkowo wysokie funkcje, np.: zarządcy Tybetańskiego Regionu Autonomicznego, ale w większości osobami tymi są marionetki Pekinu. Nie istnieje żadne zaufanie do niższych warstw społecznych, a religia i lojalność Dalajlamie są stale wykorzeniane. Rezultat jest widoczny: to chińskie władze rządzą Tybetem. Również przewodniczący Tybetańskiej Partii Komunistycznej nie jest Tybetańczykiem. Fakty te są o tyle ważne, gdyż partia komunistyczna w Chinach ma największą siłę decyzyjną.
Wszystkie te nieprzekonywujące twierdzenia Pekinu na temat autonomii tybetańskiej nie mogą umniejszyć istocie prawa narodu tybetańskiego do samostanowienia. Już w roku 1961 Główne Zgromadzenie Narodów Zjednoczonych wyraźnie orzekło o istnieniu takiego prawa w swojej Rezolucji numer 1723 (XVI) dotyczącej Tybetu. Rezolucja ta mówi, iż Tybetańczycy mają legalnie‚ swobodnie kierować swoim statusem politycznym, ekonomicznym, społecznym i kulturowym. Prawo do samostanowienia jest zagadnieniem bardzo skomplikowanym, ale, ujmując to w skrócie, historia Tybetu jako suwerennego kraju oraz nieustanne łamanie podstawowych praw politycznych, ekonomicznych i wielu innych praw człowieka przez rząd chiński daje Tybetańczykom prawo wyboru ich własnej przyszłości politycznej.
"
(Istotna uwaga: do niedawna Pekin nazywał Tybet „narodowym regionem autonomicznym”, np.: w Umowie Siedemnastopunktowej wymuszonej na władzach tybetańskich w roku 1951. Od kilku lat mówi się z kolei o „etnicznym regionie autonomicznym”, zmieniając w ten sposób zapis tej Umowy w jej pierwotnej warstwie tekstowej oraz na stronach internetowych. Zmiana ta przywraca zapomniany status mniejszości narodowych Tybetańczykom, również Ujgurom jako grup narodowościowych – jest to duże wsparcie determinacji do samostanowienia. Z kolei niektórzy analitycy twierdzą, że jeśli autonomia dostała uprzywilejowany status „etnicznej”, może oznaczać to, iż Pekin łatwiej będzie usprawiedliwiał nierespektowanie pretensji autonomii w miarę, jak imigracja chińska zmieni strukturę etniczną regionu.)
„EMIGRANCI TYBETAŃSCY, A ZWŁASZCZA DALAJLAMA, SĄ GRUPĄ ARYSTOKRATÓW PRAGNĄCYCH ODBUDOWAĆ STARY REŻIM"
Twierdzenie to, jakoby emigracyjne społeczeństwo tybetańskie pragnęło odbudowy arystokracji, nie ma żadnego związku z prawdziwymi aspiracjami tybetańskiego ruchu niepodległościowego. Obecnie na świecie żyje 150 tysięcy emigrantów tybetańskich. Charakteryzowanie tej zróżnicowanej pochodzeniowo olbrzymiej grupy jako „byłych arystokratów” jest nonsensem. Tybetańczycy nigdy nie postrzegali swojego państwa jako doskonałego tworu. Obecny emigracyjny rząd tybetański bynajmniej też nie zabiega o odbudowę systemu, który istniał przed rokiem 1959 i nie byłoby to nawet możliwe. Dalajlama zadeklarował, iż nie chciałby sprawować funkcji politycznej w wolnym Tybecie (Jego wskazówki dla rozwoju tybetańskiej demokracji dostępne są na stronie: http://ratujtybet.org.pl/articles.php?id=35) pomimo faktu poparcia go przez olbrzymią większość w Tybecie i poza jego granicami. Rząd emigracyjny jest w pełni demokratyczny, rządzony obecnie przez premiera Samdhonga Rinpoche. Parlament wybierany jest powszechnym prawem wyborczym przez uprawnionych obywateli. Wszystkie sektory działania tego społeczeństwa są zdeterminowane walką o niepodległość a każdy, kto spędził jakiś czas w osadach uchodźców w Indiach bądź uczestniczył w zgromadzeniach w innych miejscach, może o tym zaświadczyć.
„DALAJLAMA JEST MARIONETKĄ RZĄDU I CHCE PODZIELIĆ CHINY"
Pekin utrzymuje, iż status Dalajlamy jako „pionka Zachodu” jest udowodniony przez założenie przez CIA tybetańskiego ruchu oporu, działającego w latach 50. i 60. Obaj agenci CIA, Kenneth Knaus oraz Tom Laird, napisali na ten temat książki, które dowodzą, że partyzantka tybetańska nigdy nie była kierowana przez Dalajlamę, który de facto jest pacyfistą. Te książki oraz wiele innych historycznych dokumentów dowodzą, że tybetański ruch oporu był reakcją miejscowej ludności na inwazję chińską. Tybetańczycy byli gotowi przyjąć każdą pomoc z zewnątrz, by przeciwstawić się tak wielkim siłom okupacyjnym. Pogląd CIA głoszący rolę Tybetu w światowym zwalczaniu komunizmu, bynajmniej nie umniejsza ważności kwestii tybetańskiej.
Obecnie elity USA i wiele innych liberalnych krajów demokratycznych uznaje handel z Chinami jako priorytetowy. Nacisk na rządy tych krajów do działania na rzecz Tybetu ma swoje źródło w sympatii społeczeństw tych krajów do narodu tybetańskiego.
„PRAWA CZŁOWIEKA W CHINACH SĄ WEWNĘTRZNĄ SPRAWĄ CHIN"
Nawet w przypadku, gdyby Tybet nie był bezprawnie okupowany, uwaga społeczeństwa międzynarodowego byłaby nadal skierowana na tą sprawę – świat ma niezaprzeczalne prawo do interesowania się łamaniem praw człowieka w Tybecie i w Chinach. Takie kwestie jak zakaz ludobójstwa i tortur są jus cogens, czyli niekwestionowanymi normami prawa międzynarodowego i nigdy nie powinny być łamane. Pozostałe kwestie zostały uregulowane wieloma konwencjami międzynarodowymi, które Chiny podpisały bądź ratyfikowały.
Wzrost zaangażowania się świata w walce z terroryzmem powinno jeszcze bardziej zwrócić uwagę na to, co dzieje się w Tybecie. Powinno to dać więcej powodów do znalezienia trwałych pokojowych rozwiązań dla problemów Tybetu.