Alfabet tybetański, który według rodzimej tradycji tybetańskiej został ułożony w 632 roku n.e. przez Thonmiego Sambhotę, należy do grupy pism indyjskich i prawdopodobnie został stworzony w oparciu o pismo indyjskie epoki Guptów. Składa się z 30 liter.

Język tybetański posiada system pisma od siódmego wieku, zapożyczony z indyjskiego prototypu. Indie, w samej rzeczy, wywarły potężny kulturalny wpływ na Tybet, ale sam tybetański nie jest spokrewniony ani z sanskrytem, ani z żadnym innym językiem indyjskim.

Pisany język tybetański w znacznym stopniu różni się od języka mówionego – „jest on, w swej postaci klasycznej, językiem technicznym, w dużej mierze sztucznym, adaptacją języka mówionego w VII w. n.e. do [potrzeb] przekładu sanskryckiego kanonu buddyjskiego”. Dialekty, którymi posługują się Tybetańczycy, są różne – w zależności od zamieszkiwanego regionu – ale pismo jest wspólne. Owa jednolitość okazuje się pozorna, nie oznacza wcale braku problemów i komplikacji, szczególnie jeśli chodzi o  t r a n s l i t e r a c j ę . Zupełna odmienność tybetańskich znaków, w porównaniu z alfabetami indoeuropejskimi, nasuwa wiele kłopotów. Trudno bowiem opracować spójny system transliteracji, który byłby wygodny i czytelny dla wszystkich odbiorców. Najbardziej chyba popularnym jest ten amerykański, stworzony przez Turrela V. Wylie’go („w którym nie stosuje się żadnych znaków diakrytycznych”), jednak posługiwanie się nim wymaga podstawowej chociażby znajomości zasad języka tybetańskiego.

Różnica między transliteracją, a rzeczywistą wymową słów tybetańskich w dialekcie lhaskim może wydawać się na pierwszy rzut oka znaczna. Jednak faktycznie nie jest ona bynajmniej większa aniżeli różnica w zapisie słów języka francuskiego, a ich realnym brzmieniem tak, iż wymowa wszystkich słów tybetańskich, w przeciwieństwie do wymowy języka angielskiego, daje się opisać przy pomocy ograniczonej liczby reguł. Mimo to jednak w początkowej fazie nauki pojawiają się trudności związane, po pierwsze z koniecznością przyswojenia sobie wielu całkiem nowych fonemów, po drugie zaś z wymową sylab przy uwzględnieniu wysokości tonów, która odgrywa istotną rolę w różnicowaniu znaczeń wyrazów.

Zresztą sam autor, Turrel V. Wylie, w swoim znanym artykule „A Standard System of Tibetan Transcription” podkreśla trudności dotyczące transliteracji – najpierw przytacza tybetańskie przysłowie „Każdy okręg ma swój dialekt; każdy lama ma swoją doktrynę”, po czym dodaje od siebie „Każdy uczony ma swoją transkrypcję”.

I rzeczywiście, przeglądając starsze i nowsze wydawnictwa tybetologiczne, można się doliczyć co najmniej kilkunastu sposobów zapisywania języka tybetańskiego. Dla tybetologów nie stanowi to większego problemu, jednak dla laika może być poważnym utrudnieniem w identyfikacji wyrazów. Obecnie dość często stosuje się system zaproponowany właśnie przez T. Wyliego (1959), który odznacza się wielką prostotą (…), jako że został przystosowany do standardowej klawiatury (…).

Michael Hahn wymienia jeszcze, oprócz systemu Wylie’go, system francuski (używany częściowo również w Niemczech), system japoński (rozpowszechniony dzięki fotomechanicznym wydaniom tybetańskiego kanonu buddyjskiego) oraz system transliteracji „hamburskiej” (używany z rzadka). Z kolei Agata Bareja-Starzyńska i Marek Mejor zestawiają ze sobą 9 różnych zapisów, z których każdy został przyporządkowany konkretnemu badaczowi. I tak mamy do czynienia z wersjami następujących naukowców: Csoma de Kőrös, Jäschke, Das, Bacot, Lalou, Wylie, Beyer, Hahn, Godziński. Mimo że rozbieżności pomiędzy danymi opracowaniami nie są duże, to na dłuższą metę, posługiwanie się kilkoma z nich mogłoby prowadzić do nieporozumień.

W celu zobrazowania wspomnianych różnic, posłużę się przykładem. Transliteracja sylaby ཆ་, stanowiącej w pojedynkę wyraz (może oznaczać np. część, region lub deszcz) przestawia się następująco w poszczególnych wersjach:

  • Csoma de Kőrös: chha

  • Jäschke: ć’a

  • Das: cha

  • Bacot: čha

  • Lalou: čha

  • Wylie: cha

  • Beyer: tsha

  • Hahn: cha

  • Godziński: cz’a.

Jak widać, już jedna sylaba może dostarczać sporo wątpliwości, co jednak mielibyśmy powiedzieć, mając przed sobą transliteracyjny zapis jakiegoś tekstu z zadaniem przetłumaczenia go? Powyższy przykład potwierdza tylko dobitnie uzupełnienie tybetańskiego przysłowia jakoby każdy uczony miał swoją transkrypcję. O ile zaznajomieni z tematem tybetolodzy z łatwością przemierzają gęste od pułapek językowe ścieżki, o tyle nowicjuszowi będzie niezwykle trudno odnaleźć się na nowym gruncie.

Dlatego tak ważne jest chociażby uświadomienie sobie owej wielości, aby już na samym początku nie zabłądzić i nie zniechęcić się do poznawania tajników języka tybetańskiego. Pisząc o Tybecie i posługując się nazwami własnymi, należy jasno zaznaczyć który system wykorzystujemy. Ułatwi to znacznie zarówno pracę i proces tworzenia tekstu, jak również jego odbiór.

 J. Czarnotta